PRO8L3M – FIGHT CLUB (recenzja 2021)

Zaczynając dzisiejszą recenzję, jestem już w połowie płyty „Fight Club” składu PRO8L3M. Nie spodziewałem się tego, że już w trakcie odsłuchu będzie towarzyszyć mi uczucie „Ojej, to nie to!”. Niestety tak jest. Póki co Fight Club zaskakuje kawałkami, które mają się nijak do siebie. Nie do tego przyzwyczaił mnie PRO8L3M w ostatnich latach. Brak konceptu, źle dobrani goście, bardzo słaba liryka. Czy tak skończy się płyta? Oby nie.

Aby zrozumieć problem tego krążka, trzeba cofnąć się do 2020 roku, w którym ro PRO8L3M ogłosił wydanie swojego „Block Party Mixtape”, czyli krążka, który miał docelowo wspierać trasę koncertową o tej samej nazwie. Specjalnie przygotowany Mixtape a także Merch pod to wydarzenie, miał być świetnym dodatkiem i zarazem pamiątką z tego wydarzenia. Nie byle jaką pamiątką, ponieważ za swój egzemplarz zapłaciłem ponad 120zł. Oczekiwania wobec tego nakładu były więc spore.

Czas mijał, kolejne terminy nie były dotrzymywane (pierwotny był na 23 października), tak więc PRO8L3M zaczął czuć się odpowiedzialny za sytuację, skutkiem czego ogłosił przekształcenie swojego Mixtape w pełnoprawne LP. Pomysł przyjąłem z wielkim zaskoczeniem, ponieważ jeszcze do lutego 2021 roku wszyscy czekaliśmy na Block Party Mixtape. Niemniej jednak zmiana mogła wyjść tylko na plus, więc została przyjęta z optymizmem.

FIGHT CLUB – zapowiadało się tak dobrze

Kiedy na Youtube pojawił się tytułowy singiel, wielu czuło duże rozczarowanie. Na całe szczęście nie ja, ponieważ po kilku dniach „Fight Club” zaczął mocno bujać nie tylko w moim domu, lecz także w aucie. Moje 305 konne BMW dostało kilka dodatkowych koni, kiedy w tle leciał „Fight Club” 😉

Wszystko szło idealnie do momentu, kiedy na Youtube pojawił się teledysk do A2. Co prawda jest to klimat którego oczekiwałem bardzo mocno, niemniej jednak ten kawałek pozostawiłbym bez gości. Patrząc na to, o czym nawija aktualnie Paluch, nie byłem przekonany do tematyki i stylistyki, jaką obiera w swoich kawałkach PRO8L3M. Niemniej jednak wczoraj, kiedy nie byłem zadowolony z efektu tej kolaboracji nie zdawałem sobie sprawy, że na tle innych będzie ona po prostu DOBRA.

FIGHT CLUB zaczął zabawę beze mnie…

Nikt z nas nie lubi się spóźniać na dobry melanż. Jeśli spodziewamy się dobrej biby, raczej chcemy uderzyć na nią już na początku, aby nie tracić tego, co może się podczas niej wydarzyć. Niestety Fight Club zaczął zabawę beze mnie, wchodząc na Youtube przed preorderowiczami, którzy jeszcze w 2020 zamawiali Block Party Mixtape. Trochę słabo.

Niemniej jednak lepiej pojawić się później na dobrym melanżu, niż nie pojawić się na nim wcale. Dlatego już po godzinie 10-tej zostałem przywitany kawałkiem „Witamy, witamy, witamy”. Po jego przesłuchaniu miałem wrażenie, że organizator imprezy już na pierwszym etapie jest kompletnie pijany… Kawałek „Witamy, witamy, witamy” jest jednym ze słabszych na całej płycie. Czego więc spodziewać się dalej?

Fight Club przeplata się dobrymi kawałkami, czego przykładem jest Strange Days, czyli to, co fajni znają i lubią. O ile „Witamy, witamy, witamy” wydaje się jakby odrzutem, tak „Strange Days” mógłby otwierać spokojnie płytę. Tym bardziej, że kawałek znamy już od dawna, ponieważ był on udostępniony luźno na Youtube. Dalej mamy kawałek „A2” z gościnnym udziałem Palucha i Luxona, o którym wypowiedziałem się już wcześniej.

Kolejny szok przeżywam w kawałku „The End Fin Esc Abort”, który jest z udziałem Młodego Drona i Szamz’a. Ojej, jak te featuringi nie pasują do stylistyki PRO8L3M’u, to aż głowa boli! Przykro mi Panowie, ten kawałek jest niemożliwy do pełnego przesłuchania, więc odpuszczam sobie. Po krótkiej przerwie, wracam do dalszego odsłuchu…